sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 3

Gdy przyjechałam do obozu...
-Jeon, zostaw ją! Może nam się jeszcze przydać. -powiedział do mojego kata jakiś koleś.
-Przecież i tak jej nic nie robię! -odpowiedział. -Możesz mówić dalej.
-Na pewno chcesz wiedzieć co dalej? -zapytałam z całkowitą obojętnością.
-Chce wiedzieć jak taka ślicznotka do tej pory przeżyła na tej cholernej wyspie. -uśmiechnął się do mnie. Miał rację, ta wyspa była najgorszym miejscem gdzie można trafić. Gdybym mogła wybierać pomiędzy piekłem, a tą wyspą bez wątpienia wybrałabym piekło.
-Zmęczona jestem.
-Nie masz wyjścia. I tak nigdzie nie pójdziesz.
-Daj mi przynajmniej odrobinę wody. WODY, a nie rumu czy co wy tam pijecie. -Zaśmiał się po czym wyszedł.
Przynajmniej przez chwilę mogłam odetchnąć. W tym ciemnym pomieszczeniu panował zaduch. Krople potu spływały po moim czole, powoli po policzkach, a następnie po mojej szyi skąd trafiały prosto pod moją podkoszulkę. Była ona koloru czarnego, na wzór bokserek. Włosy spięte miałam w koka, po jednej stronie mojej głowy zwisała długa grzywka, a po drugiej kosmyk włosów. Od zamkniętego i zabitego deskami okna, od czasu do czasu czuć było lekki podmuch niebiańsko zimnego powietrza. Wrócił ten debil z wodą.
-Masz. -powiedział po czym przyłożył butelkę z wodą do moich ust. Piłam ją i czułam jak powraca mi głos.
-Dzięki. -odpowiedziałam krótko.
-Zanim zaczniesz, skąd masz tą bliznę?
To było najgorsze pytanie. Nie chciała o tym opowiadać. Tak, miałam bliznę. Przebiegała przez cały oczodół, od dolnej do górnej strony na lewym oku.
-Mały wypadek. -nic nie odpowiedział. -Gdy się obudziłam...
Gdy się obudziłam byłam ZNOWU przywiązana do chorego krzesła. Jakby nie mieli niczego lepszego. W małej chatce panował przyjemny chłód, przez okno padały promienie słoneczne. Do budynku wszedł mężczyzna w czerwonej podkoszulce.
-Obudziła się najdroższa. -powiedział z uśmiechem na twarzy. -Jestem Vaas.
-Nietypowe imię -odpowiedziałam bez uczuć.
-Wiesz po co tu jesteś?
Nie odpowiedziałam.
-W końcu zaczniesz mówić. -wstał i skierował się w stronę wyjścia. -Carlos, przygotuj ja.
"Przygotuj ja"? Na co? Chcą mnie ugotować na obiad? Chyba nie są aż tak okrutni. Siedziałam tak kilka godzin, całkiem sama w tym domku. Zaczynało mi odbijać, było gorąco jak w piekle. Wreszcie przyszli po mnie. Odwiązali mnie od krzesła i prowadzili prawie niosąc szturchając mnie co jakiś czas. Nie spodziewałam się takiego widoku. Było tam mnóstwo uwięzionych ludzi, robili z nimi co chcieli. Mężczyzn zabijali, kobiety...
Wreszcie doszliśmy. Wprowadzili mnie do środka. Znajdował się tam jakby pobliski bar, lecz był tam tylko Vaas i jakiś mężczyzna. Postawili mnie i kazali patrzeć. Vaas przyłożył pistolet do swojej głowy i kazał mu strzelać.
-Strzelaj! - krzyknął z pełna agresja.
-Ale ja nie chce cie zabić. -powiedział nieszczęśnik z pełnym smutkiem i przerażeniem w głosie.
-Tak myślałem. -powiedział i odepchnął go od siebie. Gdy nieszczęsny mężczyzna upadł Vaas strzelił mu w głowę.
-Teraz twoja kolej, Meg.
Tak, teraz moja kolej. A więc... zawsze to lepsze niż bycie ladacznicą w pobliskim barze. Podeszłam do Vaas'a, dał mi broń i wycelował w swoją głowę.
-Masz odwagę strzelić?

1 komentarz:

  1. Błagam cię, litości... nie daję rady tego czytać, ale dotrwam do końca.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy