poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 7

Minął miesiąc.
Dużo czasu spędziłam nad dokończeniem mojego domku. Jest już gotowy, wystarczy przenieść tam moje najważniejsze rzeczy. Nie mogę wynieść wszystkiego z mojego domku w obozie, bo będzie to podejrzane. Biorę tylko najważniejsze przedmioty. 
Najbardziej przydatnymi pomieszczeniami w moim domku to z pewnością spiżarnia, zbrojownia i moja wieżyczka. Zbrojownia znajduje się blisko wyjścia dzięki czemu będę mogła szybciej się pozbierać na wszelki wypadek.
A Vaas? Nie rozmawialiśmy o tym co się zdarzyła na ognisku nigdy więcej. Oby dwoje nie chcieliśmy rozpoczynać tego tematu, czuliśmy się niezręcznie. Zamiast tego postanowił zrobić mi próbę. Mam przetrwać pięć miesięcy w dżungli, sama. Jest jednak jeden haczyk: gdy którykolwiek z piratów mnie zobaczy, ma prawo mnie zabić. Zajebiście, nie? Dobrze, że przynajmniej nie mogę być bezbronna. Na to pięć miesięcy nie jestem piratem. Mogę zabić kogokolwiek chce i nie zostanę za to później ukarana. Vaas chce dać mi równe szansę. Podczas próby nawet on nie ma prawa darować mi życia. 
Jest ostatni dzień mojej obecności w obozie. Muszę się przygotować dobrze do ucieczki, bo nie będę puszczona ot tak. Muszę uciec z obozu jakbym była zakładnikiem.
Pakuje mój plecak. Przy okazji zabiorę moje rzeczy do domku,  gdzie mam zamiar spędzić cały okres próby. Wszystkie moje rzeczy będą w pomieszczeniu razem z innymi bagażami zakładników.
-Ładna - odezwał się Vaas oglądając moje zdjęcia.- Kto to?
-To moja siostra - odpowiedziałam, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Nie wiedziałem, że miałaś siostrę- powiedział jakby wiedział o mnie i moim życiu wszystko.
-Tak siebie nazywaliśmy. Ma na imię Triss, jest moją przyjaciółką.
Uśmiechnął się.
-Możesz oddać mi już zdjęcia?
-Proszę bardzo.- oddał mi zdjęcia.
-Spakowałam już chyba wszystko. Mam broń, zdjęcia, trochę ubrań, łuk, strzały, wodę, mapę. To chyba wszystko.
-A jedzenie?
-Do jutra mi się zepsuję, a zresztą coś sobie później upoluje.Wiem!- krzyknęłam.- Jeszcze bandaże.
-Po co ci bandaże?- zapytał pilnie przyglądając się temu co robię.
-A jeżeli coś mi się stanie?
Milczał.
Wstałam zakładając na plecy plecak. Przekroczyłam już prawie próg domu, gdy usłyszałam jego głos.
-Mam nadzieje, że bandaże nie będą ci potrzebne.
Wyszłam. W jego głosie było słychać ciepło, troskę. To do niego nie pasuje. Coś musiało być nie tak. 

*

Cholerna próba. Dlaczego ona też musi ją przechodzić? DLACZEGO?! Wiem, że sobie nie poradzi. Wiem, że zginie. Nie chce tego. Nie zasługuje na to. Kurwa, Vaas, co jest z tobą?! Dlaczego się nią tak przejmujesz?  Mogłeś ją przecież zabić od razu. Niepotrzebnie to przedłużasz. Ale jak zabić dziecko, z którym bawiłeś się gdy było małe? Przecież to ty ją wychowywałeś, to ty z nią spacerowałeś po tych lasach, to ty pokazałeś jej ciepłe piaski tutejszych plaż, to ty z nią pływałeś po tych wodach. Wszystko robiłeś tylko dla niej. A dlaczego? Bo kochałeś jej matkę. Dlaczego byłem tak kurwa głupi. Dobrze wiedziałem, że z Krypem się nie zadziera, ale nie. Ty zawsze jesteś mądrzejszy. Kurwa. Mogłem... mogłem tego nie robić. Teraz... może ona by tu była wraz z Meg. Może... może wszystko byłoby dobrze. Kurwa, boję się o Meg, tak cholernie się boję...

*

Nastał ten dzień. 
Już z rana chłopaki zrobili mi pobudkę i zaprowadzili do klatek dla więźniów. Z tego co mi wiadomo, nikt nie przeżył dłużej niż dwa tygodnie. Zajebiście. No nic, mogę mieć tylko ślepą nadzieje...
Przyszedł wieczór. Teraz właśnie mam uciec. Nie będzie łatwo, jest pełnia i światło księżyca oświetla wszystko wokół. 
Mam zawiązane ręce. Typowe. Udało mi się wyślizgnąć powoli z więzów dzięki moim niezwykle szczupłych i smukłych dłoniach. 
Podniosłam się delikatnie. Przy głównym wyjściu stał strażnik. Otworzyłam delikatnie drzwiczki od bambusowej klatki i ruszyłam skradając się w stronę drzwi. Panowała cisza. Słyszałam swój oddech, bicie swojego serca. Bałam się. 
Podeszłam do strażnika i... ogłuszyłam go uderzając jego głową o ramę drzwi. Zabrałam jego nóż i ruszyła w stronę magazynu z bagażami. Nie było straży. Dziwne. Dotarłam wreszcie do domku, skąd zabrałam moje rzeczy. Powoli wyszłam z domku. Przeszłam pod mostem skąd jest prosta do dżungli. Miałam o tyle szczęścia, że Vaas robił egzekucje kolejnym zakładnikom. 
Przeszłam pod mostem bacznie obserwując co dzieje się wokół mnie. "Co, już nie jesteś taki szczęśliwy, huh? Coś mówiłeś? Nie usłyszałem. Powtórz... Co? Ja skurwielem? Powtórz to. POWTÓRZ!" słychać było krzyki Vaas'a i strzały. 
Tak, została mi ostatnia prosta i wolność, ale... 
-Kurwa! Ucieka!- krzyknął Vaas, a gdy się obejrzałam zauważyłam biegnącą w moją stronę dziewczynę. Była to blondynka, tylko tyle zauważyła.
Musiałyśmy biec. Usłyszałam huk i poczułam niesamowity ból. Dostałam od Vaas'a w ramię. Piraci zaczęli nas gonić, a my uciekałyśmy jak sarny podczas polowania.
-SZYBKO! POD SKAŁĄ!- krzyknęłam do blondynki, która wypełniała wszystkie moje polecenia.
Zręcznie przemknęła pod skałą.
-Mam cię suko! - krzyknął pirat po czym chwycił blondynkę.
Prześlizgnęłam się pod skałą z wyciągniętym nożem. Wbiłam mu go w nogę. On krzyknął z bólu, a ja w tym samym czasie podniosłam się, wyciągnęłam nóż z jego uda i wbiłam mu je w tył głowy.
-Szybko! - pociągnęłam za sobą blondynkę, która stała jak słup soli.
Dobiegłyśmy do mostu, który biegł nad wodospadem. Wbiegłyśmy na most, gdy zaskoczyli nas piraci. Było ich za dużo, by walczyć. Musiałam podjąć szybką decyzję...
-CO TY KURWA ROBISZ?!- krzyczała do mnie blondynka.

~*
Obudziłam się nad brzegiem jeziora. Udało się, przeżyłam upadek. Teraz tylko poszukać tej piękności. Przeszłam kawałek dalej wzdłuż jeziora. Znalazłam ją na skałach. Nic jej nie było, straciła tylko przytomność. Wzięłam ją na rękę, pomimo wielkiego bólu. Doniosłam ją do domku i położyłam ją na łóżku. Przyniosłam jej wodę oraz jedzenie, które postawiłam na stoliku obok.
Podczas gdy ona spała, ja postanowiłam zszyć ranę. Bandaże jednak się przydadzą. Cholernie bolało, ale musiałam wytrzymać. Gorsze rzeczy się wytrzymywało.
Po skończonym zabiegu poszłam rozpakować rzeczy. Przy moim plecaku zobaczyłam tą dziewczynę. Oglądała zdjęcia. Miałam okazję przyjrzeć się jej. Jej włosy były złote niczym piasek na tutejszych plażach, oczy błękitne niczym morska woda, a usta jędrne i czerwone. Była wysoka, młoda. Miałam wrażenie, że skądś ją znam...
Wreszcie się odezwała, ale w jej głosie słychać było dezorientacje.
-Meg, to ty?

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 3

Gdy przyjechałam do obozu...
-Jeon, zostaw ją! Może nam się jeszcze przydać. -powiedział do mojego kata jakiś koleś.
-Przecież i tak jej nic nie robię! -odpowiedział. -Możesz mówić dalej.
-Na pewno chcesz wiedzieć co dalej? -zapytałam z całkowitą obojętnością.
-Chce wiedzieć jak taka ślicznotka do tej pory przeżyła na tej cholernej wyspie. -uśmiechnął się do mnie. Miał rację, ta wyspa była najgorszym miejscem gdzie można trafić. Gdybym mogła wybierać pomiędzy piekłem, a tą wyspą bez wątpienia wybrałabym piekło.
-Zmęczona jestem.
-Nie masz wyjścia. I tak nigdzie nie pójdziesz.
-Daj mi przynajmniej odrobinę wody. WODY, a nie rumu czy co wy tam pijecie. -Zaśmiał się po czym wyszedł.
Przynajmniej przez chwilę mogłam odetchnąć. W tym ciemnym pomieszczeniu panował zaduch. Krople potu spływały po moim czole, powoli po policzkach, a następnie po mojej szyi skąd trafiały prosto pod moją podkoszulkę. Była ona koloru czarnego, na wzór bokserek. Włosy spięte miałam w koka, po jednej stronie mojej głowy zwisała długa grzywka, a po drugiej kosmyk włosów. Od zamkniętego i zabitego deskami okna, od czasu do czasu czuć było lekki podmuch niebiańsko zimnego powietrza. Wrócił ten debil z wodą.
-Masz. -powiedział po czym przyłożył butelkę z wodą do moich ust. Piłam ją i czułam jak powraca mi głos.
-Dzięki. -odpowiedziałam krótko.
-Zanim zaczniesz, skąd masz tą bliznę?
To było najgorsze pytanie. Nie chciała o tym opowiadać. Tak, miałam bliznę. Przebiegała przez cały oczodół, od dolnej do górnej strony na lewym oku.
-Mały wypadek. -nic nie odpowiedział. -Gdy się obudziłam...
Gdy się obudziłam byłam ZNOWU przywiązana do chorego krzesła. Jakby nie mieli niczego lepszego. W małej chatce panował przyjemny chłód, przez okno padały promienie słoneczne. Do budynku wszedł mężczyzna w czerwonej podkoszulce.
-Obudziła się najdroższa. -powiedział z uśmiechem na twarzy. -Jestem Vaas.
-Nietypowe imię -odpowiedziałam bez uczuć.
-Wiesz po co tu jesteś?
Nie odpowiedziałam.
-W końcu zaczniesz mówić. -wstał i skierował się w stronę wyjścia. -Carlos, przygotuj ja.
"Przygotuj ja"? Na co? Chcą mnie ugotować na obiad? Chyba nie są aż tak okrutni. Siedziałam tak kilka godzin, całkiem sama w tym domku. Zaczynało mi odbijać, było gorąco jak w piekle. Wreszcie przyszli po mnie. Odwiązali mnie od krzesła i prowadzili prawie niosąc szturchając mnie co jakiś czas. Nie spodziewałam się takiego widoku. Było tam mnóstwo uwięzionych ludzi, robili z nimi co chcieli. Mężczyzn zabijali, kobiety...
Wreszcie doszliśmy. Wprowadzili mnie do środka. Znajdował się tam jakby pobliski bar, lecz był tam tylko Vaas i jakiś mężczyzna. Postawili mnie i kazali patrzeć. Vaas przyłożył pistolet do swojej głowy i kazał mu strzelać.
-Strzelaj! - krzyknął z pełna agresja.
-Ale ja nie chce cie zabić. -powiedział nieszczęśnik z pełnym smutkiem i przerażeniem w głosie.
-Tak myślałem. -powiedział i odepchnął go od siebie. Gdy nieszczęsny mężczyzna upadł Vaas strzelił mu w głowę.
-Teraz twoja kolej, Meg.
Tak, teraz moja kolej. A więc... zawsze to lepsze niż bycie ladacznicą w pobliskim barze. Podeszłam do Vaas'a, dał mi broń i wycelował w swoją głowę.
-Masz odwagę strzelić?

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 6.

Pochowałam mojego przyjaciela na urwisku. Widać stamtąd zachód słońca, tak piękny, że nie dorównuje mu nic znajdującego się na świecie.
Minęły 2 tygodnie. Znam już całą zachodnią część wyspy na pamięć. Przez ten czas zdążyłam również znaleźć idealne miejsce na zbudowanie mojego małego domku. Będzie to dom na drzewie. Brzmi to jak pomysł dla sześciolatka, ale to najlepsze rozwiązanie. W nocy wychodzą na żery zwierzęta drapieżne, a nie chce osobiście spotkać się z tygrysem. Mogłabym oświetlić mój dom, ale nie chce być wykryta przez Vaas'a i jego ludzi. Nigdy nie wpadną na to, aby szukać na drzewie, idioci. Dom, a raczej domek, znajduje się ok. 10-15 m nad ziemią. To dość wysoko. Znalazłam idealne drzewo. Mam już gotową podłogę. Jest solidna, więc nie muszę się martwić, że spadnę. Szkielet domu również jest już gotowy. Ściany będą wykonane z bambusa, a dach z trzciny. Zdążyłam również rozstawić mój szybki transport. Są to stalowe, grube liny prowadzące do 4 różnych stron wyspy. Pierwsza z nich prowadzi na zachodnią część wyspy, gdzie znajduje się główny obóz piracki. Druga prowadzi na południową stronę wyspy, gdzie znajduje się wioska tubylców. Są oni niezwykle mili, gościnni oraz uprzejmi. Chyba mnie nawet polubili. W wiosce pomaga mi Marley. Jest to Amerykanin, który trafił tu samolotem wraz z innymi zwiedzającymi. Przeżył dzięki tubylcom, a teraz sam im pomaga. Trzecia lina prowadzi na wschodnią część wyspy. Znajduje się tam obóz z nielegalnym handlem żywym towarem. O ile się nie mylę jest tam również plantacja zielska, ale tego nie jestem pewna. Czwarta lina natomiast prowadzi na północną stronę wyspy. Znajdują się tam najpiękniejsze wodospady. Oprócz tego znalazłam tam świątynie. Jest niezwykle rozległa i należy prawdopodobnie do tubylców. Gdy znajdę odrobinę czasu zwiedzę ją, ale na razie mam dość roboty.
Obecnie jestem w obozie. Wykonuje moją robotę, a dokładniej pilnuje tych przerażonych ludzi, którzy mają ślepą nadzieje, że przeżyją. Na szczęście nie jest to najtrudniejsze. Zawsze mogę przyłączyć się do gry w chińczyka z "moimi" braćmi. Vaas traktuje obóz i ludzi w nim jak rodzinę. Szkoda tylko, że jestem jedyną kobietą w tej "rodzinie". Na szczęście już wszyscy zaakceptowali moją płeć oraz to, że nie wolno mnie dotykać (chyba każdy domyśli się w jakim znaczeniu).
-Czekaj, bo czegoś tu nie rozumiem. -wtrącił się Jeon.
-Czego znowu nie rozumiesz, idioto?- zapytałam ze złością.
-Dlaczego niby byłaś nietykalna?
-Bo byłam tak jakby chroniona przez Vaas'a. I bez niego dałabym sobie radę.- odpowiedziałam z lekko odczuwalną satysfakcją.
- Ha! Dlaczego by to robił? Przecież jesteś dla niego nikim.
- I to jest dla mnie zagadką...
To zdanie zapoczątkowało chwilę niezręcznej ciszy.
-Dobra, na dzisiaj wystarczy opowiastek. - powiedział po czym wstał i ruszył w stronę schodów. - Jutro dokończysz.
Wszedł po schodach i za nim zdążył zniknąć mi z oczu powiedziałam speszona:
-Dobranoc.
Zatrzymał się na moment.
-Dobranoc.
Zamknął drzwi, a w pomieszczeniu zapanowała ciemność. Jedynym źródłem światła była ta nieszczęsna żarówka świecąca nade mną. Po chwili jednak wyłączyli i ją, dupki. Siedziałam sama w tej ciemności, nie było słychać prawie nic, od czasu do czasu dochodziło do moich uszu śmiech tych debili z góry. Musiałam coś ze sobą zrobić, więc poszłam spać. To było najlepsze rozwiązanie...
~*~
-Wstawaj śpiąca królewno!- krzyknął Jeon po czym poczułam na swojej twarzy zimną wodę, która spływała powoli coraz niżej mocząc mi ubrania oraz włosy.
-Ty dupku!- krzyknęłam sfrustrowana.
-Nie powinnaś tak do mnie mówić jeżeli chcesz dostać śniadanie.
Nie odpowiedziałam.
-No właśnie. -położył talerz na stoliku, który musiał tu wcześniej przynieść. -Musisz mieć siłę, by dalej opowiadać. -uśmiechnął się po czym skierował kawałek mango w stronę moich ust.
Po skończonym posiłku zaczęłam dalej opowiadać ...
Ten wieczór spędziłam w obozie. Zapowiadało się niewinnie. Bruce puścił muzykę. Jeszcze nigdy w życiu nie  słyszałam tak mocnych i pięknych basów. W obozie znajdowało się kilka kobiet - były to oczywiście kobiety uwięzione jako zakładniczki. Po 10 minutach Vaas przyjechał na jednym z trzech Jeepów, a na bagażniku każdego z aut znajdowało się 3-4 kobiety. Były one z osady położonej jakieś 15 km od obozu. Znajdowały się tam praktycznie same knajpy i burdele. Kobiety te szybko zniknęły w domkach wraz z piratami. Zakładniczki też się nie zmarnowały. Uważam, że było to chore, brutalne i nieludzkie, ale tu panują inne zasady.

Na dworze przy ognisku zostało zaledwie kilka osób, w tym ja i ... Vaas. Ten sam Vaas, który jest twardy jak skała, ten sam który cieszy się czyimś nieszczęściem, ten co tak uwielbia widok krwi, ten sam co jest pieprzonym psychopatą ...
Robiło się coraz później, a my siedzieliśmy przy ognisku pijąc rum i paląc- to znaczy oni palili i pili. Ja nie miałam na to ochoty. Po pewnym czasie na niebie pojawiło się mnóstwo gwiazd świecących się niczym miliony robaczków świętojańskich. Od ogniska odchodził co chwilę to kolejne osoby, aż wreszcie zostałam tylko ja i Vaas. Odszedł na chwilę po więcej rumu, a ja za ten czas położyłam się na plecach i wpatrywałam z pełną fascynacją w gwiazdy.
-Co się tak patrzysz? To zwykłe gwiazdy.- powiedział z uśmiechem po czym położył się obok mnie.
-One są takie piękne.- odpowiedziałam powoli i spokojnie.
-Jest legenda, że w każdej z tych gwiazd jest zapisana historia naszych przodków. Szkoda tylko, że nie wierze w takie gówno.- wziął łyk z butelki pełną alkoholu.
-W mieście nie miałam okazji przypatrywać się w nie.
-Dlaczego?- zapytał zdziwiony.
-U nas nie widać ich tak pięknie i przejrzyście jak tutaj. Nad miastami unosi się smog, który zakrywa niebo. A zresztą wszyscy są tak zabiegani, że nie potrafią już dostrzegać piękna. Wszyscy uważali mnie za dziwaczkę, bo nadal potrafiłam dostrzec piękno, którego inni nie zauważali.
-To nie jest nic dziwnego.- spojrzał na mnie. Nasz wzrok się spotkał, a jego brązowe oczy hipnotyzowały mnie swoim pięknem.- Teraz ludzie nie patrzą na piękno charakteru i piękno duszy. Teraz ludzie patrzą na piękno zewnętrzne, na wygląd, które tak naprawdę jest tylko dodatkiem. Wiesz - odetchnął głęboko- Ludzie dzielą się na tych, którzy są pochłonięci otaczającym ich światem i tych którzy się sprzeciwiają. Ci pierwsi są wychowywani według zasad społeczeństwa. Wpajane są im poglądy, które stworzyli inni, a nie oni sami.- zaczynał mówić z coraz większa fascynacja. -Robią rzeczy, które pozornie są dobre, które powinno zrobić. Tacy ludzie są strasznie przewidywalni, a ich osobowość możemy podzielić idealnie w takie same grupki, mają rodziny, dobra prace, ogólnie nudne i monotonne życie. Ci drudzy nie chce takiego życia, nie chcą być kolejnymi, zwykłymi obywatelami. Pomimo tego, że są wychowywani na "zwykłego" łamią i obalają zasady. Mają własne poglądy na świat co jest niezwykle. Nikt ich nie rozumie tylko dlatego, że żyją po swojemu, a nie tak jak inni. Oni osiągają w życiu coś więcej niż tylko zasraną robote za najniższa krajowa, oni nie będą się martwić czy wystarczy im kasy, żeby przeżyć cholerny miesiąc. Ci "niezwykli" są wolni. Są wolni od tego gowna, które ich otacza. Wiesz czemu dałem Ci szanse?
Spojrzałam ma niego.
- Bo jeszcze nikt nigdy nie wykazał się taka odwaga, żeby nacisnąć spust i spróbować mnie zabić. U każdego z nich wyczuwalem strach, który wydawali. Ty nie miała tego strachu. Nie balas się konsekwencji. Jesteś ... wyjątkowa. - spojrzał na mnie po czym się uśmiechnął. Chyba oczekiwał jakiejś odpowiedzi, ale nie byłam w stanie wydusić ani słowa. Wpatrywalismy się w ciąży w gwiazdy. Od czasu do czasu któreś z nas podzielilo się relacja z tego co widzi.
-Idę do siebie. - powiedziałam  niespodziewanie po czym wstałam i ruszyłam w stronę mojego domku w obozie.
-Czekaj! - krzyknął i złapał mnie za rękę.
Gdy się odwróciłam mój wzrok przykuły duże, brązowe oczy. Nie puszczając mojej ręki powoli zbliżał się coraz bardziej, aż wkoncu byliśmy tak blisko, że czuła jego zimny pasach na mojej szyi. Przeszły mnie dreszcze. Nasze usta zbliżały się do siebie coraz bliżej. Już prawie poczułam ich smak, ich ciepło. Położył powoli i ostrożnie swoje ręce na moich biodrach, a ja stałam jak zahipnotyzowana. Jego usta styknely się z moimi. Wokół nas teraz nie było nic. Liczyliśmy się tylko my. To była chwila dla nas, gdy ...
-Ej, Vaas! - krzyknął Carlos, a my oderwalismy się od siebie patrząc na niego niezręcznie. -Sorry, już nie przeszkadzam. - powiedział zdziwiony ta sytuacja.
-Nie spoko, nie przeszkadzasz.- powiedział szybko Vaas. -Co się stało ?
-Jest mała sprawa z zakładnikami.
-Dobra, zaraz przyjdę.
Carlos poszedł do obozu. Staliśmy tam jeszcze chwile w niezręcznej ciszy.
-Przepraszam Cie -zaczął - ale musze iść.
-Dobra, nic się nie stało.- uśmiechnęłam się.
Vaas uśmiechnął się i poszedł w skąd za Carlosem, a ja zostałam sama przy ognisku. Długo jeszcze myślałam o tym co się wydarzyło, a po mojej głowie chodziło tylko jedno pytanie "W co ty się pakujesz, Meg ?!"

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 2

"Nie jesteś złym człowiekiem Meg, lecz ja cię nim uczynię..." Co? Co chciał przez to powiedzieć? I skąd on zna moje imię?! Przecież nie powiedziałam nawet słowa! Nie, nie mogę czekać na dalszy rozwój akcji, muszę stąd uciec. Tylko... jak? Jest tu mnóstwo uzbrojonych ludzi, jak mnie zobaczą to rozstrzelają na miejscu. No dobra i tak nie mam nic do stracenia, a przecież nie chce skończyć jako ladacznica, ładnie to ujmując. Rozejrzyjmy się. Jedyne wyjście to drzwi frontowe, ale jest pilnowane. A gdyby tak...
-Ej ty!
-Czego chcesz? -odpowiedział ze złością.
-Nie chciałbyś się zabawić? -odpowiedziałam z pełną namiętnością w głosie i lekkim uśmiechem na twarzy.
Uśmiechnął się. Wszedł do mojej celi i zamknął drzwi. Odwiązał mnie od krzesła, wtedy zauważyłam, że mam zaczerwienienia na nadgarstkach. To zapewne od tych szorstkich i grubych lin. Podszedł do mnie, podniósł i przycisnął do ściany.
-Czekaj! -powiedziałam niespodziewanieok.
-Co?
-Nie zamknąłeś drzwi. -odwrócił się.
-Przecież są zamknięte. -powiedział po czym oberwał ode mnie w głowę. Tak, stracił przytomność.
Zabrałam jego broń, kluczę oraz wszystko co mi się może przydać. Wyszłam z celi i zauważyłam, że na stole leży mój łuk oraz moje ostrza. Wzięłam je bez zastanowienia i wyszłam. Po otworzeniu drzwi zauważyłam długi korytarz, na końcu były schody prowadzące w górę. Niepewnym krokiem podążyłam w ich stronę z bronią w ręku. Weszłam powoli po schodach czując bicie serca, każdy mój oddech czułam na skórze. Otworzyłam delikatnie drzwi. Był to parter prawdopodobnie głównego budynku w... nawet nie wiem dokładnie czym. Po cichu i ostrożnie wyszłam z budynku, gdy nagle...
-Więzień uciekł! -wydarł się ten debil z celi.
Wszczęli alarm. Teraz liczy się szybkość i spryt. Udało mi się dotrzeć do płotu.
-Jest przy ogrodzeniu!
Naglę wszyscy zaczęli do mnie strzelać. Adrenalina sprawiła, że strzeliłam. Trafiłam żołnierza pilnującego płotuR. Jego krew rozprysła się po metalowym płocie , jeszcze zostały na nim fragmenty jego mózgu. Tak, trafiłam w głowę. Podeszłam do niego, wokół było mnóstwo krwi. Nie czułam żalu, smutku... byłam niczym kamień. Bez uczuć. Przeskoczyłam szybkim ruchem przez płot. Zeskoczyłam, już byłam pełna szczęścia, odwróciłam się i...
-Poddajesz się? -powiedział mężczyzna w czerwonym podkoszulku.
Stanęłam jak wryta. Stałam przy płocie, a wokół mnie stało z dwudziestu uzbrojonych ludzi. Mężczyzna podszedł do mnie, wyciągnął broń i uderzył mnie jak najmocniej umiał. Upadłam na ziemię. Przed straceniem przytomności usłyszałam tylko jego głos.
-Mówiłem ci już jaka jest definicja szaleństwa? 

środa, 27 marca 2013

Rozdział 1

Słychać jego kroki, to już mój ostatni dzień. Musze coś wymyślić nie mogę się poddać. Widać już jego cień. On coś trzyma w ręce... to chyba broń. Jedyne światło w pokoju to ta ledwo świecąca żarówka skierowana na mnie. Z ciemności wyłania się męska sylwetka, umięśniona, a jego właściciel miał ok. 1,80 wzrostu. Nachylił się i poczułam jego zimny oddech na moich policzkach. Niech to zrobi szybko, bez zbędnych pytań, tylko jeden strzał.
-Wiesz dlaczego tu jesteś? -zapytał bez żadnych uczuć.
-Tak wiem -odpowiedziałam równie zimno jak on.
-Cieszę się, że nie muszę ci tego tłumaczyć. -powiedział po czym szyderczo uśmiechnął się w moją stronę. -Nie żałujesz tego kim byłaś?
Milczałam.
-Zadałem ci pytanie! -krzyknął po czym uderzył mnie w policzek.
-Nie żałuję niczego -odpowiedziałam z satysfakcją.-Zabijałam tylko tych, którzy na to zasłużyli. Tych  którzy byli takimi samymi chwastami tego świata jak ty.
Nie odpowiedział. Zaczął się śmiać, po czym wycelował prosto w mój bark . Słyszałam tylko wielki huk i... niesamowity ból. Jęknęłam delikatnie po czym zignorowałam ten ból.
-To teraz przed swoją śmiercią opowiedz, jak tu trafiłaś. -mówił powoli siadając na stołeczku obok mnie.
-Nie jestem pewna czy chcesz to wiedziać.
-Raczej jestem już ostatnią osobą, która to usłyszy.
Zgodziłam się. Nie miałam nic do stracenia.
Wszytko zaczęło się 6 lat temu. Miałam wtedy 12 lat. Od zawsze ćwiczyła strzelanie z łuku i broni palnej. Zawsze mnie to kręciło. Byłam najlepsza, wygrywałam wszystkie konkursy. Aż do czasu. Miałam wtedy jechać z rodzicami na zawody do Karpacza, już nie mogłam się doczekać. Pojechali do banku, mieli po mnie dojechać po chwili. Czekałam przygotowana przez kilka godzin. Wreszcie dostałam telefon... od komisarza policji. Moi rodzice nie żyją, wpadli pod tira. Moje życie legło w gruzach. Trafiłam do domu dziecko, choć nie chciałam tam być. Musiałam to zrobić, musiałam uciec. Wzięłam pieniądze, mój łuk, strzały i plecak z jedzeniem. Zajęła mi trochę podróż do Tokio, lecz po drodze zdobyłam wiele nowych umiejętności. Od jednego z moich przyjaciół, Pierra, dostałam ostrza. Były piękne, a najlepsze jest to, że mogłam je chować pod bluzą, ponieważ nosiło się je na nadgarstkach. Dotarłam do celu, choć trwało to trochę czasu. W Tokio zdążyłam pobyć tylko 7 dni. Okazało się, że nie jest tam tak pięknie jak opowiadają .
Szłam do mojego noclegu, gdy ktoś zaczął za mną podążać. Przestraszyłam się odrobinę, lecz nie robiłam z tego większego problemu. Naglę ten ktoś przyśpieszył. Teraz nie było żartów. Zaczęłam biec, odwróciłam się na chwilę, gdy nagle poczułam uderzenie w głowę. Straciłam przytomność. Obudziłam się dopiero w kontenerze na jakimś statku. Nie miałam siły się podnieść, czułam, że zaraz znowu stracę przytomność. Zdążyłam zauważyć jedynie kilka innych kobiet, były przerażone. Tak, trafiłam na handel żywym towarem.
Nieśli mnie do jakiegoś domu, nie miałam siły na opór. Posadzili mnie na krześle i przywiązali, żebym nie uciekła. Siedziałam tam zdezorientowana. Nagle weszli jacyś mężczyźni. Pierwszy z nich miał na sobie garnitur, pod tym białą koszulę. Widać, że strój ten był starszy niż on sam. Nie widziałam jego twarzy, ciemność mi na to nie pozwoliła. Drugi był ubrany w ciemno zielone spodnie oraz czarne buty wojskowe.  Od jego pas do kolan zwisały skórzane pasy, to miejsce na broń. Tak, miał ją przy sobie. Miał na sobie również czerwoną podkoszulkę, a jego ciało było umięśnione. Na jednej z rąk miał założony bandaż, może się skaleczył? Pochylił się nade mną. Zauważyłam bliznę na jego głowię, która przepasała ją od oczodołu do początku karku . Poczułam jego zimny oddech przy swoim uchu .
-Nie jesteś złym człowiekiem Meg, lecz ja cię nim uczynię...

Obserwatorzy