środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 8

-Meg, to naprawdę ty!
Blondynka podbiegła szczęśliwa, po czym przytuliła mnie najmocniej jak umiała.
-Ał -pisnęłam cicho.- Chyba trochę za mocno.
-Oj, przepraszam. -odsunęła się ode mnie. -Nie poznajesz?
-Triss?
-Dokładnie tak. -uśmiechnęła się.- Tyle czasu, a ty nadal mnie pamiętasz.
Miała rację. Nadal pamiętałam jej twarz, zapach jej włosów, te piękne oczy, wyrazisty głos. Nadal pamiętałam wszystkie wspólne chwile, i te wesołe i te smutne, te wszystkie żarty, pierwszą miłość. Wszystko, jakby zdarzyło się to wczoraj. Myślałam, że to już nie wróci, ale ona tu jest. Jest teraz ze mną. Dręczy mnie jednak jedno pytanie: co ona robi na tej wyspie?
Postanowiłyśmy zjeść śniadanie. Usiadłyśmy razem na balkonie.
-No, -zaczęłam -skoro tu jesteś, to opowiedz mi jak tu trafiłaś.
-Miały to być wakacje na statku. Od czasu do czasu mieliśmy tylko przybić do portu po zapasy. Z daleka widzieliśmy tą wyspę, więc postanowiliśmy przybić do brzegu po zapasy. Okazało się jednak, że nie ma tej wyspy na żadnej mapie. Byliśmy już dość blisko wyspy, gdy dostrzegliśmy na brzegu ok. 20 ludzi. Nie wiedzieliśmy kim oni są i jakie mają zamiary, dlatego postanowiliśmy jak najszybciej odpłynąć. Nagle, burta statku wybuchła! Wszyscy byliśmy oszołomieni, nasz kapitan nie żył, a nieznajomi zaczęli do nas strzelać. Razem z Davidem...
-Czekaj.- przerwałam.- Jakim Davidem? Tym Davidem?
-Tak.
-Kurwa, jak możesz zadawać się z tym skurwielem?
-Tak wyszło. Tylko on płynął moim statkiem.
-Dobra, dokończ.
-Na czym skończyłam? Ach, tak. Razem z Davidem wyskoczyła, a statek wybuchł. Dopłynęliśmy do brzegu, ale tam zostaliśmy schwytani przez tych ludzi. Byliśmy przez chwilę na plaży, tam był jakiś koleś. On chyba nazywał się... Vaas? Tak, Vaas. Tak wszyscy na niego mówili. To chyba ich szef. Na plaży było nas 10, gdy nagle Vaas wyciągnął broń i zaczął strzelać. Zastrzelił kilku z nas. Wtedy David wyrwał się i uciekł gdzieś w las. Wiem, to jest nieprawdopodobne, ale tak było.
-Nie wierze, że ta ciota uciekła.
-Heh -zaśmiała się.- Daj mi skończyć. Ten cały Vaas wysłał za nim swojego człowieka, a nas wysłał do obozu. Siedziałam tam i patrzyłam jak ludzie giną. To było okropne. Ale słuchałam rozmów tutejszych. Często rozmawiali o jakiejś dziewczynie. Dziwili się, że Vaas przyjął ją do ich szeregów. Powiem Ci, że nawet czasem widziałam ją w obozie, ale nigdy dokładnie. Mówili też o jakiejś jej próbie. Później przenieśli nas na jakąś platformę, gdzie robili jakieś przedstawienie z zabijaniem moich ludzi. To było nie ludzkie. Właśnie wtedy udało mi się uciec, a Ty jakimś cudem się tam pojawiłaś. Ciebie też porwali?
Co ja mam jej powiedzieć? Przecież nie może się dowiedzieć, że jestem jedną z nich, że też jestem takim potworem jak oni.
-Tak. Porwali mnie również z rejsu. Jedz już śniadanie.
Po zjedzonym śniadaniu postanowiłam odwiedzić mojego przyjaciela w wiosce, Marleya. Był on tubylcem, stąd to dziwne imię. Najszybszą drogą byłaby lina, ale nie byłam pewna czy Triss sobie poradzi, a nie mogłam jej przecież zostawić.
-Triss.
-Tak?
-Idziesz ze mną do wioski?- zapytałam, gdy sama przygotowywałam się do wyjścia. Jak zwykle wzięłam plecak, łuk, strzały, nadgarstniki, 2 pistolety.
-No dobra, ale po co ci tyle broni?
-Śmieszne pytanie.- uśmiechnęłam się.- Masz, tobie też się przyda.- podałam jej pistolet i 2 magazynki.- Tylko nie zrób sobie krzywdy. Mam nadzieje również, że potrafisz się tym posługiwać.
-Tak...- w jej glosie było słychać zakłopotanie.
-Dobra, masz ty jeszcze rolkę i idziemy.
-Chwila. Po co rolkę?- podążała za mną na wieże.
-Po to!- wyciągnęłam rolkę, wzięłam rozbieg i skoczyłam na linę zahaczając rolkę o line.
Triss nie wiedziała co zrobić, ale wreszcie zdecydowała się na zjazd za mną. Spotkałyśmy się dopiero na dole. Widać było, że jej się to podoba.
Zmierzałyśmy powoli w stronę wioski, opowiadając sobie nawzajem o historii naszego życia. Triss opowiadała mi dużo o Davidzie, jak to się zaczęło, kiedy mieli pierwszą randkę i inne bzdury. Denerwowało mnie to powoli, zwłaszcza że nienawidziłam tego idioty. Był wielkim, umięśnionym dupkiem bez mózgu i uczuć. Zawsze mnie denerwował, pamiętam jak w pierwszej klasie o mało się nie pobiliśmy, bo nazwał mnie debilką.
Gdy Triss przestała opowiadać o swoim "niesamowitym" chłopaku, doszłyśmy już do wioski.  Na miejscu czekał już na nas Marley. Jak zawsze przywitał mnie szczerym uśmiechem i gorącym uściskiem.
-Widzę dzisiaj z koleżanką?- zapytał ironicznie po czym się zaśmiał.- Jestem Marley.
-Triss- blondynka uśmiechnęła się.
-Może się przejdziemy?- zaproponował ciepłym głosem.
-Właściwie miałabym do ciebie sprawę.
-No to może się czegoś napijemy?- uśmiechnął się.
Poszliśmy do jego domu, tam podał nam zimne napoje. Usiedliśmy przy okrągłym stole.
-Szukamy jej chłopaka.- powiedziałam wprost.- Jej chłoptaś sobie nabroił u Vaas'a, a ten go teraz szuka.
-Czyli o to chodzi?- zastanowił się przez chwilę.- Najlepiej szukać na plaży.
-Dlaczego tam?- zapytała blondynka.
-Bo prawdopodobnie już go tam zakopał.- brunet zaczął się śmiać, blondynka natomiast zamarła.
-Jak go zakopał?- zapytała prawie ze łzami w oczach.
-Triss, spokojnie- zaczęłam śmiać się wraz z Marley'em.- Jestem pewna, że go nie zakopała na plaży. Jeżeli David nie zmienił się od ostatniego naszego spotkania, to poradzi sobie.
-Obyś miała racje, Meg. Wiesz, że mi na nim zależy.
Naszą rozmowę przerwał sygnał z krótkofalówki, którą dostałam od Chrisa. Od razu wiedziała, że coś jest nie tak. To była krótkofalówka na najgorsze wypadki...
-Meg! Meg, odezwij się!- słychać było zrozpaczony głos Chrisa.- Zabrali Barry'ego, ścigają mnie!
-Chris, uspokój się i powiedz gdzie jesteś.
-Jestem... yyy... - mężczyzna zająknął się.
-Chris! Gdzie jesteś do cholery?!
-Jestem za tobą.

Obserwatorzy